czwartek, 9 maja 2024 08:44
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Przejechał 25000 km, żeby odnaleźć ukochanego psa. Niunia odnalazła się w Zakrzowie

W Zakrzowie w gminie Polska Cerekiew odnaleziono Niunię - suczkę, która w noc sylwestrową, spłoszona hukiem petard, uciekła z domu w Krowiarkach w województwie Śląskim. Po 58 dniach i niesamowitej determinacji 49-letniego właściciela psa Grzegorza Jarmolińskiego, udało się odnaleźć zaginionego czworonoga na terenie naszego powiatu. W poszukiwania zaangażowała się rodzina i mnóstwo ludzi, którzy bezinteresownie ruszyli z pomocą.
Przejechał 25000 km, żeby odnaleźć ukochanego psa. Niunia odnalazła się w Zakrzowie
Grzegorz Jarmoliński przejechał 25 tys. km by odnaleźć ukochanego psa

Niunię namierzyła Agnieszka Dąbrowska. Zauważyła suczkę w pobliżu szkoły jazdy konnej "Klub Sportowy Europa", którą prowadzi w Zakrzowie. Na ślad czworonoga trafiła podczas przejażdżki konnej. Skojarzyła, że jest to poszukiwany od kilku tygodni pies i powiadomiła właściciela. Wspólnymi siłami udało się złapać Niunię, która na widok ludzi uciekała. Agnieszka Dąbrowska nagrała moment odnalezienia psa i udostępniła go w mediach społecznościowych. Film na Tik Toku zanotował już ponad dwa miliony odsłon.

Historia poszukiwań Niuni jest wyjątkowa. Grzegorz Jarmoliński, żeby odnaleźć swego czworonożnego przyjaciela zrezygnował z pracy w Austrii.

- Muszę poszukać sobie nowej pracy. Byłem zatrudniony na stałe, ale zostałem zwolniony za porozumieniem stron w trybie natychmiastowym bez prawa powrotu - opowiada. 

Na akcję poszukiwawczą wydał około 10 000 zł. Do tego zadłużył się, a w międzyczasie wylądował w szpitalu.

Niunia to trzyletni mieszaniec labradora z owczarkiem niemieckim.

- Pies uciekł z domu w noc sylwestrową, pięć minut po północy. Jakiś sąsiad rzucił metr od domu petardę hukową o grubości około 30 cm. Myślałem, że dom się zawali. Niunia wraz z drugim psem wpadła w panikę i zaczęła biec w kierunku drzwi. Ja w tym czasie byłem w toalecie, sam się przeraziłem tak potężnym wystrzałem - relacjonuje Grzegorz Jarmoliński.

- Niunia to bardzo mądry pies, ma trzy lata, ale rozum siedmioletniego dziecka. Sama potrafi otworzyć sobie drzwi. Wybiegłem z toalety, zdążyłem złapać drugiego psa ,ale Niunia była już za drzwiami na podwórku - wspomina.

Grzegorz Jarmoliński z pomocą rodziny i znajomych natychmiast podjął poszukiwania ukochanego psa. Z synem rozwiesił blisko 1000 ulotek. W akcję zaangażował przytuliska i schroniska dla zwierząt na terenie województw śląskiego i opolskiego, a nawet w za granicą w Czechach.

- Ja kocham wszystkie zwierzęta, u nas nawet kury i kaczki mają swoje imiona - przyznaje nasz rozmówca.

Czas kiedy ukochany pies był bez dachu nad głową, a właściciele nie wiedzieli jakie są jego losy i czy w ogóle żyje, był jednym z najgorszych w życiu Grzegorza.

- Prosiłem ludzi aby robiono zdjęcia psów. Przysłano mi w ciągu tych 58 dni około 600 zdjęć piesków z Górnego Śląska, Opolszczyzny i z Czech. Teraz dopiero dostrzegam skalę ludzkiej głupoty, bo większość tych zwierząt uciekło przez huk petard. Wiele zginęło pod kołami samochodów. Płakałem nad każdym takim otrzymanym zdjęciem. Bo schroniska wysyłały mi i takie zdjęcia, abym sprawdził czy to nie mój pies. Kierowco zwolnij proszę - apeluje pan Grzegorz. 

Właściciel Niuni bardzo martwił się, jak suczka poradzi sobie w okresie niskich temperatur, które nastały na początku roku.

- Niunia to pies domowy, nie trzymany gdzieś na łańcuchu czy w kojcu. Ona lubi ciepło, w zimie domek nagrzany to i zwierzęta szczęśliwe, więc i jej sierść bardzo różni się od psów trzymanych na zewnątrz. Ale przeżyła głód, przeżyła mrozy, opady deszczu i śniegu, wichury. Przysłano mi też parę zdjęć zamarzniętych piesków. Serce rozpadało mi się na pół. Bezsilność i strach z każdym dniem były coraz większe - wyznaje Grzegorz Jarmoliński.

Zniknięcie psa przypłacił zdrowiem, zarówno on jak i jego żona Katarzyna.

- Dostała od psychiatry bardzo mocne leki na uspokojenie. Moja żona to bardzo dobra i delikatna kobieta z potężnym serduszkiem. Ja niestety nie mogłem brać takich leków, bo nie mógłbym prowadzić samochodu - wyjaśnia Grzegorz Jarmoliński i dodaje, że z tego wszystkiego w minionym tygodniu wylądował w szpitalu. - Mam chorą trzustkę - tłumaczy.

Mężczyzna podczas hospitalizacji otrzymał telefon z informacją, że w Zakrzowie, koło stadniny koni błąka się często duży czarny pies i jest bardzo wystraszony.

- Powiedziałem, że będę mógł tam pojechać jak wyjdę ze szpitala. I od razu po wyjściu zadzwoniłem do tego klubu i potwierdzono informację na temat Niuni. Ale powiedziano mi, że pies jest bardzo płochliwy i ucieka od ludzi. Postanowiłem, wypożyczyć klatkę pułapkę, która w takich przypadkach sprawdzą się doskonale. Ale okazało się, że jak Niuna mnie poczuła, to podeszła sama bez żadnego problemu. 58 dni 25000 kilometrów, nie przespane noce, wylane łzy, ale mamy ją nareszcie w domu - przekazał uradowany Grzegorz Jarmoliński. - Wam wszystkim, którzy poszukujecie swoich czworonożnych przyjaciół życzę byście znaleźli swoje małe pociechy i też doznali tej wspaniałej chwili jak ja i moja rodzina przeżyła - dodaje.

- Teraz muszę odzyskać zdrowie i poszukać pracy. Bo długi mamy dosłownie wszędzie, ale żadna fortuna, żaden majątek nie da ci tego, co może dać kochające serce twojego pieska. Do tego mocne wsparcie kochającej rodziny. Mamy też wielu przyjaciół poznanych przez internet, a także osobiście, którzy walczyli z nami od 1 stycznia do 27 lutego i byli zawsze z nami przez 58 dni. Determinacja i solidarność oraz niesamowita praca jaką dla nas zrobiliście nigdy nie będzie wam zapomniane - przyznaje właściciel Niuni.

Pan Grzegorz dziękuje z całego serca wszystkim, którzy pomogli mu w odnalezienia ukochanego psa.

Jestem wdzięczny wszystkim, którzy angażowali się w pomoc od 1 stycznia, kierowcom tirów z firmy Eko Okna i Cukrowni w Polskiej Cerekwi, ludziom pracującym bezpośrednio ze mną w poszukiwaniach, kobietom które siedziały na stronach internetowych schronisk i meldowały nam o każdym nowo przybyłym piesku. Zaangażowali się też panowie, którzy jeżdżą śmieciarkami oraz spora grupa listonoszy, a nawet dzielnicowy pomagał – przekazał właściciel Niuni.

Pan Grzegorz wyznaczył 1000 zł za pomoc w odnalezieniu ukochanego psa. Wydrukował i rozprowadził 1000 ulotek.

 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Canisofilka 02.03.2024 12:10
Miałam też cudnego, ale bardzo nietypowego mieszańca przez ponad 17 lat. Ważył 25 - 27 kg i zwracał uwagę swoim ciekawym umaszczeniem. Na jego widok udzie zatrzymywali nas i pytali: "co to za rasa?" Był kochanym psiakiem... Pamiętam jak bardzo bał się sylwestrowych petard. Miałam świadomość, że on słyszy znacznie więcej niż człowiek. Była możliwość zabierania go w miejsce, w którym tego rodzaju "atrakcji" nie można robić i korzystałam z tego. Dożył "swego" na własnym legowisku, cichutko, w nocy. Minęły już lata. Bardzo mi wciąż go brakuje.

kk 02.03.2024 08:37
Super człowiek :) zrobiłbym dokładnie to samo , jakby nasz pies zaginął...

Reklama
pochmurnie

Temperatura: 11°CMiasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 1026 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama Moja Gazetka - strona główna