Dokładnie tydzień później odbyła się ceremonia pogrzebowa, gdzie poza najbliższymi, osoby związane z Polskim Związkiem Motorowym ubrani w klubowe barwy Automobilklubu, przy dźwiękach warczących silników rajdowych samochodów oddali Jackowi Nowakowi hołd.
- Pogrzeb, to z założenia smutna i bardzo przytłaczająca najbliższą rodzinę ceremonia. Jednak nie w tym przypadku, ponieważ wspólnie pożegnaliśmy naszego Tatusia i Waszego Jacka tak, jak on sam by tego chciał. W asyście orkiestry, ryku silników i klaksonów udał się w swoją ostatnią podróż. W imieniu całej rodziny chcieliśmy Wam za to podziękować. Towarzyszyliście mu na jego drodze życia i nie zabrakło Was również na jego ostatniej prostej. Tata znalazł się na swojej życiowej mecie, ale dzięki takim ludziom, jak całe motorowe środowisko na pewno cieszył się z tego, w jaki sposób tę linię mety przekroczył - powiedziała Martyna Michalik, córka zmarłego Jacka.
Na cmentarzu ustawiono metę - taką, jak na rajdach samochodowych. Przy kaplicy oraz przy grobie powiewały flagi Polskiego Związku Motorowego. Jacek przeżył 71 lat. Najbliżsi nazywali go "Cyborg", "Facio" oraz "Tatko". Poza światem motoryzacji m.in. od dziecka służył też w harcerstwie. W latach dziewięćdziesiątych założył pierwszą w Kędzierzynie-Koźlu automyjnię, którą prowadził do końca swoich dni.
- Zawsze można było na niego liczyć. Pomagał każdemu i na wszystko znajdował rozwiązanie. Człowiek o wielkim sercu - wspominają koledzy z Automobilklubu.





















Napisz komentarz
Komentarze