Pomimo tego dochodziło i dochodzi w tym miejscu do zaklinowania dużych pojazdów, których kierowcy albo celowo, albo przez nieuwagę lekceważą ów znak. Powoduje to zarówno uszkodzenia samochodów, ale także spore korki w których muszą tkwić zniecierpliwieni kierowcy. Nie mówiąc już o tym, że cierpi też sam wiadukt, który niewątpliwie odczuwa efekty spotkań ciężarówek z konstrukcją i prędzej czy później wymagać będzie poważnej naprawy.

Opisywany wczoraj na łamach „Lokalnej” potężny korek wytworzył się, począwszy od sławięcickiego dworca PKP, aż do Starej Kuźni. Z uwagi na zdarzenie drogowe do którego doszło na autostradzie A4, policja przekierowała ruch w stronę naszego miasta. Niektóre z przejeżdżających pod sławięcickim wiaduktem ciężarówek zaklinowywały się podczas przejazdu, doprowadzając do potężnego zatoru na tym wąskim gardle.
- Na moich oczach utknęło tam wczoraj trzech kierowców, wiedząc o tym, że mają samochody, które się tamtędy nie przecisną. Osobiście pytałem ich o to, czy mają ciężarówki o wysokości powyżej 4 metrów. Odpowiadali owszem, przekonując zarazem, że mimo wszystko dadzą jakoś radę - opowiada pan Sławek z Kędzierzyna-Koźla. - Ostrzegałem ich, aby nie próbowali, bo jak się okazuje, „na styk” mieszczą się tam pojazdy o wysokości 4 metrów. Wprawdzie znak pokazuje 3,9 metra, ale widocznie przejazd pod przeprawą został nieco pogłębiony. Oczywiście moje ostrzeżenia nic nie dały. Facet wjechał pod wiadukt i urwał trąbkę od klaksonu, a potem ledwo co wycofał. I takich kierowców było więcej. Przy takiej ilości samochodów, nawet jeśli co pięćdziesiąty kierowca zaryzykuje i postanowi jednak przejechać, to później mamy takie cyrki jak w poniedziałek. Dopiero późnym popołudniem udało się ten korek rozładować - relacjonuje nasz czytelnik.
Najlepiej, gdyby zgodnie ze standardami mogły się tam przemieszczać pojazdy o wysokości 4 metrów i 10 cm, ale na chwilę obecną jest to jak widać niemożliwe. Inna sprawa, że wprowadzenie objazdu m.in. dla ciężarówek z drogą przebiegającą pod takim wiaduktem, nie było - jak się okazuje - najlepszym pomysłem.
Ponadto - jak piszą na forum nasi czytelnicy - „Droga między przejazdem z rogatkami a wiaduktem to dziura na dziurze, dziurą pogania. Jazda po deszczu wieczorem, albo w nocy to gra w rosyjską ruletkę - przyznaje pani Beata.
Największy ubaw miał chyba pluszowy miś, który siedząc na wiadukcie obserwował to wszystko z góry.





















Napisz komentarz
Komentarze