W naszym mieście występują liczne pozostałości po II wojnie światowej w postaci potężnych schronów i szczelin przeciwlotniczych. Oczywiście ich stan techniczny pozostawia bardzo wiele do życzenia. Poza tym, to co było w miarę skuteczne 80 lat temu, nie zabezpieczy nas raczej przed nowoczesną, śmiercionośną bronią XXI wieku. Archaiczne konstrukcje nie są też przystosowane do tego, aby w dłuższej perspektywie czasowej przyjąć większą liczbę mieszkańców. Spotkaliśmy się natomiast z opiniami, że grube mury starych bunkrów nawet dziś są w stanie oprzeć się chociażby ostrzałowi artyleryjskiemu.
W odległych czasach z budżetu centralnego przeznaczano na ten cel konkretne fundusze. Ale jest to dość zamierzchła przeszłość.
- Dawniej, były na to pieniądze i mieliśmy do dyspozycji co najmniej kilka takich poniemieckich schronów z gotowością do przyjęcia ludności - mówi Józef Muc, kierownik Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta w Kędzierzynie-Koźlu. - Były to obiekty z urządzeniami filtrowentylacyjnymi, z całą niezbędną infrastrukturą i zapasami wody. W miarę, jak pieniądze na ich utrzymanie przestawały spływać, zaczęły one tracić przypisaną im rolę i wartość. Na chwilę obecną nie posiadamy takiego schronu dla ludności, która w razie działań zbrojnych mogłaby tam bezpiecznie przebywać - przyznaje nasz rozmówca.
Problem ten występuje nie tylko w Kędzierzynie-Koźlu, ale praktycznie w całym kraju. Utrzymanie takich obiektów w stałej gotowości (z sanitariatami, zapasami wody i żywności, a zwłaszcza ze sprawnymi urządzeniami filtrowentylacyjnymi, które chronią przed skażonym powietrzem) jest bowiem bardzo kosztowne.
Wytyczne ze stolicy
- Na razie rządzący państwem wydali wytyczne, jak te schrony powinny wyglądać, jakie parametry techniczne muszą spełniać oraz jak należy je wyposażyć, ale póki co nie poszły za tym pieniądze - zaznaczył w rozmowie z „Lokalną” Józef Muc. - Są też w naszym mieście tzw. ukrycia piwniczne, które mogą nas ochronić przed odłamkami. Znajdują się one w starych budynkach, m.in. na kędzierzyńskim NDM-ie. Nie mówię tu o współczesnych osiedlach mieszkaniowych z lat 70. czy 80., które posiadają jedynie zwykłe pomieszczenia piwniczne - argumentuje kierownik Muc.
Natomiast, jeśli chodzi o stare budynki, to obecnie pewien problem stanowi temat własności wspomnianych piwnic, nawet tych, które nadawałyby się na ukrycia. Większość z nich zarządzana jest przez wspólnoty mieszkaniowe. Nie są już więc - tak jak kiedyś - własnością miasta. W okresie zimnowojennym piwnice w starych budynkach administrowanych przez MZBK były przeznaczone na tego typu ukrycia. Na co dzień mieszkańcy wykorzystywali je do swoich potrzeb, wiedząc jednocześnie, do czego służyłyby one w razie wojny. Wtedy łatwiej też było wydać publiczne pieniądze na ich utrzymanie i narzucić najemcy ich przeznaczenie. Teraz wspólnota może odmówić współpracy w tym zakresie.
- Gdy wybuchła wojna na Ukrainie, mieliśmy telefony od mieszkańców Kędzierzyna-Koźla z pytaniami, gdzie w razie W mogą się schronić. Odpowiedź była krótka. Nie ma takowych schronów. Można się co najwyżej ukryć w najbliższej piwnicy. Poza tym, nie da się zapewnić schronienia wszystkim 50 tysiącom mieszkańców Kędzierzyna-Koźla, co nie znaczy, że nie powinno się czegoś w tym kierunku uczynić. Choć zawsze w takich sytuacjach rodzi się pytanie o skuteczność tego typu rozwiązań. Bo poza poczuciem większego bezpieczeństwa, nie zagwarantują nam one pełnej ochrony w warunkach bojowych. Taka jest brutalna prawda - przyznaje nasz rozmówca.
Przypomina on, że w okresie II wojny światowej ówczesne obiekty w Kędzierzynie też nie zapewniały schronienia wszystkim mieszkańcom, a jedynie pewnej części, kluczowej dla funkcjonowania przemysłu i ówczesnej administracji.
- Nawet dziś, gdyby samorząd miejski otrzymał od państwa pieniądze na odtworzenie na przykład 10 schronów na 2 tysiące osób, to też trzeba by było podjąć trudną decyzję o podziale tych miejscówek. Mówię o 2 tysiącach miejsc w przypadku schronów, bo tyle osób były one w stanie pomieścić - dodaje kierownik Józef Muc.
Tymczasem u sąsiadów
W związku z inwazją Rosji na Ukrainę jeszcze w zeszłym roku w Niemczech zaczęto wzmacniać schrony w piwnicach i gromadzić zapasy na wypadek wojny – informował tygodnik „Welt am Sonntag”, cytując szefową MSW Nancy Faeser. Sprawę opisywała agencja Reutera.
Atak Rosji na Ukrainę doprowadził do istotnej zmiany niemieckiej polityki obronnej, a kanclerz Olaf Scholz zapowiedział zwiększenie wydatków na wojsko i zasilenie armii 100 mld euro - podkreśla Reuters.
Faeser powiedziała, że rząd rozważa też usprawnienie systemu publicznych schronów i zwiększenie wydatków na obronę cywilną. - Obecnie jest w Niemczech 599 publicznych schronów. Sprawdzimy, czy możemy unowocześnić więcej takich systemów - dodała.
Niemcy opracowują nowe metody wzmacniania podziemnych parkingów, stacji metra i piwnic, by mogły one służyć jako schrony, a rząd przekazał krajom związkowym 88 mln euro na instalację nowych syren alarmowych. - Ale jeśli chodzi o pokrycie całego kraju, nie jesteśmy nawet blisko celu. Niemcy będą też powiększały kryzysowe zapasy towarów, takich jak sprzęt medyczny, odzież ochronna, maseczki i leki - przyznała szefowa tamtejszego MSW.




















Napisz komentarz
Komentarze