Powstająca właśnie tysiącletnia III Rzesza kreowała nowego bohatera, który 11 lat patronował miastu, a miesiąc później przez swych towarzyszy partyjnych został zamordowany. Kim był ów człowiek? Dla przeciętnego mieszkańca współczesnego Kędzierzyna-Koźla to postać praktycznie obca. Jedyne, co wie na jej temat, to to, że Niemcy w czasach nazistowskich nadali miastu jego imię. Niektórzy jeszcze może wspomną, że walczył o niemiecki Kędzierzyn w III powstaniu śląskim. Wiele dowiadujemy się z jego biogramu zamieszczonego w publikacji „Leksykon mitów, symboli i bohaterów Górnego Śląska XIX-XX wieku” pod redakcją Bernarda Linka i Andrzeja Michalczyka.

Hans-Adam Otto von Heydebreck, używający też imion Peter lub Hans-Peter, urodził się 1 lipca 1889 roku na Pomorzu, w Koszalinie jako syn pruskiego generała. Wzorem swoich przodków, którzy służyli książętom pomorskim i zakonowi krzyżackiemu, postanowił poświęcić się służbie wojskowej. Po ukończeniu nauki w korpusie kadetów w Koszalinie zgłosił się do elitarnego Hauptkadettenanstalt w Berlinie-Lichterfelde. Potem wstąpił do 2. Śląskiego Batalionu Strzelców nr 6 w Oleśnicy. Awans na porucznika otrzymał w 1908 roku.
Z chwilą wybuchu I wojny światowej ze swym macierzystym oddziałem wyruszył na front zachodni. Podczas szturmu na umocnione francuskie stanowisko w Lesie Argońskim 26 września 1914 roku został ciężko ranny. Trafił do szpitala. W wyniku postrzału w lewe ramię została zdruzgotana kość, dlatego konieczna była amputacja. Kolejne operacje połączone z odcinaniem fragmentów kikuta – lekarze obawiali się, że w trudno gojącą się ranę może się wdać gangrena – potęgowały cierpienie, które prawdopodobnie stało się przyczyną popadnięcia w nałóg alkoholowy. Na front powrócił dopiero w 1916 roku. Walczył zarówno we Francji, jak i we Włoszech, a także w Rumunii i Finlandii.



Po wybuchu rewolucji w Niemczech w listopadzie 1918 roku, upadku monarchii i klęsce wojennej wielu zdemobilizowanych żołnierzy, rozczarowanych republikańską rzeczywistością, zaczęło się organizować w Freikorpsy. Heydebreck, będąc już w stopniu kapitana, podjął się organizacji Freikorpsu nazwanego jego imieniem. Na czele tego oddziału walczył z komunistami w Nadrenii.
Jesienią 1920 roku z częścią swych żołnierzy założył Arbeitsgemeinschaft, czyli wspólnotę roboczą, która zajmowała się głównie wyrębem i wywózką drewna. Z chwilą wybuchu III powstania śląskiego zmobilizował członków swej wspólnoty, uzupełniając ją ochotnikami z całych Niemiec.
Z walką przeciwko polskim powstańcom wiązał wielkie nadzieje. Miały być one według niego początkiem zmiany Niemiec. Wyraził to w następujących słowach: „(…) w Berlinie jest nie w smak, gdy widzą setki ochotników ściąganych na Górny Śląsk. (…) Wkrótce zbierze się tu silna armia. Kto ich poprowadzi? Wymienia się nazwisko Hoefera. (…) Czy jednoręki generał stanie się tym wielkim kapelmistrzem, który zrozumie dziki śpiew naszej krwi w jego najrozmaitszych odcieniach i zespoli go w jedną porywającą melodię niemieckiego marszu ku wolności? W jego rękach spoczywa los republiki. Z Polakami damy sobie radę. Wiem, że teraz właśnie otrzymujemy wielką szansę, bo zwycięska armia nie pozwoli się powtórnie, ot tak, po prostu odesłać do domu. Biada temu, kto ośmieli się ją rozwiązać – wówczas videant consulens”.
Punktem zbornym oddziałów ochotniczych było dawne lotnisko w Brzegu. Swój oddział Heydebreck tak opisywał: „Chorąży mojego Freikorpsu, prawie siedemdziesięcioletni Bawarczyk z Ratyzbony, odziany w stary huzarski mundur, stał ze swą rozwianą siwą brodą pomiędzy młodzieniaszkami, (…) byłymi bojownikami bałtyckich Freikorpsów (…) kompletnie wyekwipowanymi żołnierzami Reichswery – pomiędzy nimi mój wierny Walter Dick – obok biedaczyn w podartych ubraniach lub też zawadiaków z rozpiętą na piersiach koszulą i włosami, które od dawna nie widziały fryzjera”.
Stamtąd z tą zbieraniną różnych typów ruszył pod Górę Świętej Anny, gdzie stoczył krwawe walki w dniach 21-26 maja 1921 roku. Następnie brał udział w rozpoczętej w nocy z 2 na 3 czerwca niemieckiej ofensywie na siły powstańcze w celu opanowania regionu przemysłowego. Wówczas to doszło do ciężkich walk o Kędzierzyn, który został zdobyty przez jego oddziały 5 czerwca. W walkach obronnych wsławiły się 4. pułk im. „Czwartaków” pod dowództwem Karola Gajdzika i 2. pułk, na czele którego stał Paweł Cyms. Obie jednostki wchodziły w skład 1. dywizji powstańczej Jana Ludygi-Laskowskiego. Polacy zatrzymali wroga za miastem, stabilizując front w rejonie Bierawy, nie dopuszczając wroga w głąb obszaru przemysłowego, który był głównym celem jego działań ofensywnych.



Henryk Pośpiech, jeden z tych, którzy walczyli w rejonie mostu na Kanale Kłodnickim, w swojej relacji wspomina: „Jednostka nasza otrzymała rozkaz odwrotu. Szliśmy przez Raszową w kierunku na Kędzierzyn, tocząc bezustanne walki z niemieckimi patrolami. Boje trwały w lasach nocą, przy słabej widoczności; nie bardzo wiedzieliśmy, kto swój, a kto wróg. Mieliśmy dość poważne straty. Nad ranem w dniu 5 czerwca 1921 r. znaleźliśmy się w 11-osobowej grupie w pobliżu Kanału Kłodnickiego. Szybko znalazłem drogę do mostu, przez który zamierzaliśmy się wycofać. Przed mostem zastaliśmy powstańczego oficera, który objaśnił sytuację: mostu należało bronić, aby nie dopuścić do utraty Kędzierzyna; miał niewielu żołnierzy, prosił nas o pomoc. Wyraziliśmy zgodę. Oficer wskazał nam stanowiska, które bezzwłocznie zajęliśmy. Mieliśmy mało amunicji: każdy z moich żołnierzy posiadał 40-60 naboi karabinowych i 4 ręczne granaty. W tej sytuacji uzasadniony był mój rozkaz, aby oszczędzać amunicję. Ledwie zajęliśmy stanowiska, już pokazał się pierwszy patrol wroga; żołnierze byli w mundurach i stalowych hełmach. Dopuściliśmy ich na odległość 80 m i krótką salwą położyliśmy ich pokotem. Podobnie załatwiliśmy drugi, nieco liczniejszy patrol wroga. Ale w ten sposób ujawniliśmy nasze pozycje. Niemcy rozpoczęli intensywny ogień z cekaemów i karabinów na nasze stanowiska, co trwało 2 lub 3 godziny (o dokładnej rachubie czasu nie było mowy, gdyż zgubiłem mój zegarek w leśnych walkach). Z rzadka tylko odpowiadaliśmy na ogień przeciwnika. Widząc, iż wróg szykuje się do ataku, zarządziłem, by Niemców dopuścić na odległość rzutu granatem. Istotnie, odparliśmy atak nieprzyjacielski przy pomocy granatów. Niemcy jednak nie rezygnowali, bezustannie zasypując nas ogniem, który nie wyrządzał nam większych szkód, gdyż byliśmy ukryci za kamieniami. Koło południa rozległa się wielka strzelanina na naszym lewym skrzydle, skąd nieprzyjaciel próbował nas obejść i okrążyć. Kilku moich kolegów rzuciło się w wody kanału, aby przedostać się na drugi brzeg. Daremne były ich wysiłki: zostali śmiertelnie trafieni w wodzie.
Niemcy podchodzili coraz bliżej i już przykrywali nas granatami ręcznymi. Jeden z nich eksplodował na moim stanowisku. Zostałem trafiony i straciłem przytomność. Nie wiem, jak długo leżałem nieprzytomny. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem nad sobą Niemca z Freikorps Oberland, który trzymał wycelowany we mnie karabin, oraz żołnierza z opaską Czerwonego Krzyża na ramieniu. Znajdowałem się w jakiejś stodole, wzięty do niewoli. Nigdy nie dowiedziałem się, co się stało z moimi towarzyszami walki”.


Heydebreck okrył się sławą – raczej ponurą, zyskując wśród Polaków przydomek „Jednoręki diabeł” – biorąc udział w natarciach mimo swego kalectwa. Po zakończeniu powstania nie rozwiązał korpusu, a swoje pododdziały rozlokował w Kędzierzynie, Raciborzu, Gliwicach i Sośnicy.
Po demobilizacji Freikorpsów pozostał na Górnym Śląsku. W podgliwickiej Sośnicy założył przedsiębiorstwo spedycyjne specjalizujące się w wysyłce drewna. Zyski przeznaczał na tworzenie w rejencji opolskiej „czarnej Reichswery” – nielegalnej, paramilitarnej organizacji. W lutym 1925 roku wstąpił w szeregi powtórnie legalizowanej NSDAP. Organizował bojówki na Śląsku, tworząc jednocześnie struktury śląskiego Gau (okręgu) NSDAP.
Po dojściu do władzy nazistów w listopadzie 1933 roku w wyniku wyborów uzupełniających wszedł do Reichstagu, reprezentując w nim rodzinne Pomorze. W tym samym roku przejął dowództwo nad SA-Gruppe IV, czyli strukturą obejmującą Pomorze, już jako Gruppenfuhrer. Mimo wielu zasług nie ustrzegł się wewnątrzpartyjnej czystki. Został zamordowany podczas tzw. nocy długich noży. Adolf Hitler i oddana mu gwardia przyboczna SS wymordowali konkurentów do przywództwa w partii skupionych wokół Ernsta Röhma i SA. Jedna z relacji podaje, że Heydebrecka ujęto na monachijskim dworcu i przewieziono do więzienia Stadelheim, gdzie został rozstrzelany. Według innej został aresztowany w drodze do Bad Wiessee w Górnej Bawarii przez samego Hitlera.
W 1933 roku Niemcy rozpoczęli proces germanizacji nazw miejscowości. Odbyło to się w myśl hasła „Precz z polską fasadą”. Pierwszą zmianę dokonano we wsi Cisowa, którą przemianowano na Dünenfeld. W tym samym roku Narodowosocjalistyczna Rada Miasta Kandrzin (Kędzierzyn) uchwaliła zmianę trudno wymawialnej dla Niemca z Rzeszy nazwy miasta na Heydebreck, która została zatwierdzona przez pruskie ministerstwo stanu w marcu 1934 roku. Świętowanie nadania miastu nowej nazwy, które odbyło się 15 maja 1934 roku, połączono z uroczystością wmurowania w pobliskim Cosek (Koźle) kamienia węgielnego pod nowy kanał, mający połączyć Gliwice z Odrą (Adolf-Hitler-Kanal – dzisiejszy Kanał Gliwicki). Z tej okazji na Górnym Śląsku pojawił się m.in. sam Heydebreck i zastępca Führera Rudolf Hess. W wieczór poprzedzający uroczystość przez miasto – przy blasku płonących pochodni – przeciągnął pochód weteranów Freikorps Heydebreck.
Po usunięciu Heydebrecka spośród żywych nie zmieniono powtórnie nazwy Kędzierzyna – oficjalnie była używana aż do 1945 roku. Za to na pomniku Freikorpsów na Górze Świętej Anny zabrakło godła Freikorps Heydebreck. Postać ta jest dzisiaj właściwie zapomniana. I dobrze. Dla polskiego Kędzierzyna nic dobrego nie zrobiła, a i dla Niemców nie może być dzisiaj bohaterem z powodu swojego zaangażowania w działalność nazistowską. Zresztą jego kamraci z partii również wyrzucili go poza nawias historii.




















Napisz komentarz
Komentarze