- Wróciłaś właśnie z Australii. Jakie wrażenia z występu w Australian Open i pobytu w tym kraju?
- Był to mój pierwszy wyjazd tak daleko i pierwszy tak ważny turniej. Do Australii przyjechałam tydzień przed zawodami. Nie było żadnych problemów z aklimatyzacją. Jeśli chodzi o mój występ, to jestem z niego zadowolona. Wprawdzie w pierwszym meczu przegrałam, ale z bardzo dobrą zawodniczką, Janą Kandarr z Niemiec. Mecz był wyrównany i zacięty. Przegrałam 1:2 (2-6, 6-4, 5-7), ale uważam, że był to dobry występ. Kandarr gra w Wielkim Szlemie od kilku lat, najwyżej była sklasyfikowana na 50 miejscu WTA. Teraz przeszła przez eliminacje i wystąpiła w turnieju głównym.
- Przed tobą kolejne występy w Wielkim Szlemie?
- Dzięki mojej pozycji w klasyfikacji WTA, mam zapewniony w tym roku start w US Open, Wimbledonie i Rolland Garros.
- Musisz jednak startować w eliminacjach?
- Tak. Wszystkie zawodniczki w przedziale od 60 do 230 miejsca startują najpierw w eliminacjach. W Australian Open wystąpiło w nich 90 zawodniczek, a awans do turnieju głównego uzyskało 12. Poziom w tym przedziale jest wyrównany i o awansie często decyduje szczęście.
- To, że zakwalifikowałaś się do tak prestiżowych rozgrywek nie wzięło się z niczego. Złożyło się na to wiele sukcesów w turniejach mniejszej rangi.
- W czerwcu ubiegłego roku wygrałam turniej satelitarny w Poznaniu, potem w Sopocie. Otrzymałam “dziką kartę” na Prokom Polish Open z pulą nagród 180 tys. dolarów. Przegrałamjednak w I rundzie z 40. w rankingu Galą Leon-Garcia. Później awansowałam do finałów w dwóch turniejach w Danii i Portugalii. Większym osiągnięciembyło awansowanie do ćwierćfinału turnieju we Francji, z pulą nagród 50 tys. dolarów. Tam wygrałam z dwiema zawodniczkami z pierwszej setki. To wszystko spowodowało, że awansowałam z 247. na 180 miejsce w rankingu.
- Rozpoczynający się rok stoi dla ciebie pod znakiem Wielkiego Szlema, ale będzie cię można zobaczyć również w Polsce?
- Wystartuje we wszystkich ważniejszych turniejach w kraju: Sopot, Warszawa, Wrocław, Bytom.
- W Kędzierzynie cię więc nie zobaczymy?
- Start w turnieju tej rangi nic mi nie daje. Muszę się skupić na większych grach, jeśli chcę poważnie myśleć o awansie w rankingu.
- Czy zarabiasz już na tenisie czy raczej wygrane pieniądze przeznaczasz na kolejne wyjazdy?
- Do Australian Open trzeba było dopłacić. Przelot samolotem był drogi. Turnieje w Europie zwracają się.
- A co z nauką? Dostałaś się na AWF?
- Po zdaniu matury złożyłam papiery na AWF do Krakowa, jednak nie rozpoczęłam nauki. Teraz całkowicie poświęciłam się tenisowi i nie miałabym możliwości studiowania. Na uczelni jest wymóg, że trzeba mieć 75 proc, frekwencji na zajęciach aby zaliczyć semestr. W moim przypadku to by było niemożliwe. Tenis jest teraz moją pracą. Takie wybrałam życie. Lubię to, a żeby coś osiągnąć trzeba się temu poświęcić i skupić tylko na tej jednej rzeczy. W przyszłości jednak chciałabym studiować i pewnie wybiorę się na zaoczne.
- A jak spędzasz czas między treningami? Czy poza sportem masz trochę wolnego czasu?
- Gram przez cały rok, zimą turnieje odbywają się w halach. Niektóre zawodniczki jeżdżą do Ameryki, aby tam trenować na odkrytych kortach, ale są to olbrzymie kwoty. Ja trenuję w hali w Zdzieszowicach. Na brak wolnego czasu nie narzekam. Mam go znacznie więcej, niż w okresie, gdy uczyłam się liceum. Wtedy zajęcia były do 15.00, a później treningi. Teraz mam trochę czasu dla siebie.
- Co chciałabyś osiągnąć w tym roku?
- Sukcesem byłby awans do turnieju głównego w Wielkim Szlemie. Chciałabym też awansować do pierwszej setki rankingu.
- Najbliższe plany?
- Przez trzy tygodnie będę w Kędzierzynie. Potem wyjeżdżam na turnieje do Hanoweru i Paryża.
- Życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.
- Pozdrowienia dla kibiców i znajomych.

Tekst pochodzi z Gazety Lokalnej nr 5 z 2.02.2000 r.

















Napisz komentarz
Komentarze