Na przełomie XVIII i XIX stulecia przy obecnej ulicy Konopnickiej 2a postawiono magazyn prochu, który zachował się do naszych czasów. Mocno zrujnowany budynek, będący magazynem prochowym - a według niektórych przekazów również schronem fortecznym - zlokalizowano na terenie lewobrzeżnych fortyfikacji miejskich. Jest to obiekt wolnostojący, parterowy, posiadający ceglane elewacje, położony na działce nr 1933/22 o pow. 0,136 ha. Jest wpisany do ewidencji zabytków. Wymiary obiektu to około 54 m długości i 14 m szerokości.
Warto przypomnieć, że do połowy XVII wieku zamek kozielski pełnił rolę głównego obiektu obronnego w mieście. Dzięki swoim fortyfikacjom mógł zapewnić bezpieczeństwo i zapobiegać próbom zbrojnego zajęcia miasta. W wieku XVII, kiedy to Koźle stało się pruską twierdzą, walory obronne zamku przestały mieć znaczenie, stając się przejściowo miejscem stacjonowania części garnizonu. Natomiast sąsiednie podzamcze zostało w 1807 roku zaadaptowane na potrzeby szpitala garnizonowego.
Odporny na ostrzał
W pobliżu zamku około 1800 roku wzniesiono wspomniany magazyn prochu. Ma typowe dla tego rodzaju obiektów cechy architektoniczne. Wewnątrz znajdują się filary na rzucie kwadratu zakończone sklepieniami krzyżowymi. Pierwotnie budynek posiadał po bokach otwarte kurtyny arkadowe, które zostały później zamurowane. Obiekt posiadał także płaszcz ziemny, zwiększający jego odporność na ostrzał artyleryjski. W latach 60. XIX wieku sklepienie zostało wzmocnione płaszczem betonowym, nadsypanym warstwą ziemi. W takim stanie hangar zachował się po dziś dzień. W okresie istnienia twierdzy za omawianym budynkiem znajdował się jeszcze jeden taki obiekt, którego obecność potwierdzają plany z lat 80. XIX wieku. Został on rozebrany na początku XX wieku.

A czas ucieka
Należy pamiętać, że dawna prochownia znajduje się obecnie w rękach prywatnych, a jej właściciel, Jacek Seń, wiąże z tym zabytkiem duże nadzieje, choć proces inwestycyjny od lat napotyka na biurokratyczno-techniczne bariery.
- Uzgodnienia ze służbami konserwatorskimi ciągną się od ponad 10 lat. Problemem jest chociażby cegła, którą mam wykorzystać przy rewitalizacji tego obiektu, aby uzupełnić wszystkie ubytki i zatrzymać postępującą degradację prochowni - wyjaśnia Jacek Seń. - Jak już znalazłem cegłę o odpowiednim wymiarze, pochodzącą z rozbiórki innego obiektu, to wtedy dostałem wytyczne, aby jeszcze zbadać strukturę tej cegły. Potem pojawiły się rozbieżności dotyczące okien. To wszystko zniechęca do działania. Oczywiście najlepiej jest wszystko kwestionować, natomiast czas ucieka, a budynek, w który muszę zainwestować około miliona złotych, znajduje się w coraz gorszym stanie. No bo zgodnie z wytycznymi najpierw trzeba usunąć bujną roślinność, która porasta prochownię, następnie ściągnąć zalegającą tam warstwę ziemi, dokonać oceny stanu technicznego stropu, zapewnić odpowiednią izolację, zagruntować podłoże, ponownie nawieźć wiele ton ziemi, gdyż musimy nawiązać do historycznego wyglądu prochowni i odtworzyć ten „zielony dach” - wylicza nasz rozmówca.

Inwestor przeprowadził już pewne prace w środku obiektu (wypiaskował ściany), a na zewnątrz obkopał, a następnie zaizolował mury. Wszystkie te prace pochłonęły około 300 000 zł.
- Ponadto rocznie płacę 10 000 zł podatku za tę nieruchomość i zamiast pomocy, same problemy. Nie składam broni. Mój projektant jest cały czas w kontakcie ze służbami konserwatorskimi. Najważniejsze, aby uratować ten obiekt, przywrócić mu dawną świetność, odnowić elewacje i zabezpieczyć przed dalszą degradacją - przekonuje Jacek Seń. - Owszem, mam różne pomysły na zagospodarowanie tej nieruchomości. Jednym z nich jest sala zabaw dla dzieci, gdzie mogłyby mile spędzić czas, zorganizować imprezy urodzinowe bądź inne uroczystości. Wcześniej ktoś zaproponował mi, aby wspólnie otworzyć tu prawdziwą winiarnię, a także rozpocząć produkcję swojskiego piwa - wspomina.

Tak wygląda w środku
Dzięki życzliwości właściciela zabytku mogliśmy zobaczyć dawny magazyn prochu od środka. Wpuścił nas tam pan Andrzej, który na co dzień dogląda kozielskiej prochowni.
- Niestety, korzenie drzew, które porastają budynek, powoli rozsadzają jego mury. Szkoda, bo to jest nasza historia, którą należy pielęgnować. Teraz wszystko jest w rękach konserwatora zabytków. Trzeba to wreszcie ruszyć. To już dawno powinno zostać odrestaurowane - przekonuje pan Andrzej. - Jeśli już mamy lokalnego przedsiębiorcę, który chce coś z tym zrobić, w dodatku za własne pieniądze, to trzeba mu pomóc, a nie kij w szprychy wkładać. Nieruchomość niszczy czas, warunki atmosferyczne oraz młodzież. Mieszkam niedaleko, to staram się tego pilnować i przeganiam tych, którzy się tu czasami kręcą. Trzeba jakoś pomóc temu inwestorowi. Ostatnio była tu wycieczka z Czech. Opowiedziałem im nieco o tej prochowni. Czesi byli naprawdę zainteresowani przeszłością tego zabytku, a gdyby on jeszcze został wyremontowany, to przyciągnąłby wielu pasjonatów historii - dodaje nasz rozmówca.















































Napisz komentarz
Komentarze