- Zacznijmy od ważnej dla wielu fanów sprawy - twojej nowej solowej płyty. Według zapewnień wytwórni ukaże się w marcu...
- Nie, nie ukaże się w marcu, ukaże się na początku maja. Faktycznie, pierwotny termin przewidywał premierę na marzec, natomiast z przyczyn niezależnych ta płyta ukaże się w maju.
- Czym zaskoczysz swoich słuchaczy?
- Nie wiem, ludzie w dzisiejszych czasach w zupełnie nieprzewidywalny sposób potrafią czuć się zaskoczeni. Tak więc może parę osób będzie zaskoczonych. a może parę nie będzie. Trudno mi to przewidzieć. Natomiast żadnych celowych zabiegów po to, by wprawić kogoś w jakiekolwiek zakłopotanie, nie wykonuję.
– Co jest największą inspiracją dla twoich tekstów?
- Życie! To najbanalniejsza odpowiedź, ale moim zdaniem najlepsza.
- Hey istnieje już od ośmiu lat. Czy wiele zmieniło się od tego czasu?
- Nie potrafię odpowiedzieć, co się zmieni - bo to jest tak samo, jak nie potrafimy zauważyć, że np. bliska nam osoba przytyła albo schudła, dlatego że jesteśmy z nią na co dzień. Myślę, że jeżeli w ogóle doszło do jakichś przemian, to były one jakby na tyle naturalne i stopniowe, że ja nie widzę żadnej różnicy. Dla mnie jest to cały czas ten sam zespół, który gra taką samą muzykę i żadnych przedziwnych zmian nie da się zaobserwować.
- Grasz z Heyem mnóstwo koncertów. Dla jakiej publiczności wolisz śpiewać? Dla publiczności np. katowickiego Spodka czy może interesują cię mniejsze, kameralne kluby, takie jak Tunel?
- Nie ma dla mnie znaczenia, dla kogo śpiewam. Nie faworyzuję żadnych subkultur młodzieżowych bardziej od innych. Chodzi mi tylko o to, by był to życzliwie nastawiony do naszej twórczości człowiek, natomiast nie interesuje mnie, jak się ubiera czy jakim jeździ samochodem. Ale rzeczywiście jeżeli chodzi o miejsce, to wolę małe kluby niż wielkie Spodki.
- Jak doszło do występu Heya przed jednym z najważniejszych koncertów minionego roku, czyli przed grupą Skunk Anansie?
- Nasz udział traktuję jako rodzaj porażki, która ma na celu doprowadzenie do sytuacji, w której nigdy więcej takiej decyzji nie podejmiemy. Jesteśmy zdecydowanie zespołem, który w momencie kiedy znajduje się w jakiejś tam fazie niżu, nie powinien pchać się przed znane zespoły z zagranicy.
- Wasza ostatnia płyta została przyjęta bardzo dobrze przez fanów, o czym może świadczyć liczba sprzedanych egzemplarzy oraz dobre przyjęcie przez krytyków. Ty sama na kilka dni przed premierą mówiłaś, że nie sądzisz, aby ten album mógł odnieść sukces.
- To zależy, od ilu sprzedawanych egzemplarzy zaczyna się sukces. Biorąc pod uwagę, że dawniej sprzedawaliśmy po 250 tysięcy płyt jednego tytułu, to teraz zdecydowanie nie jest to żaden sukces. Ale z drugiej strony ten poziom został jakby zaniżony we wszystkich przypadkach. Podobno gwiazdą jest się teraz, gdy się sprzedaje 15.000 płyt. Tak więc jakaś masakra się chyba wydarzyła w tym kraju. Jestem teraz na takim etapie życia, że w ogóle nie zastanawiam się nad tym, czy to jest sukces, czy to nie jest sukces, czy dużo się sprzedało... itd. Kompletnie mnie to nie interesuje.
- Pomówmy o wcześniejszych płytach - którą uważasz za najlepszą?
- Dokonałam kiedyś takiego rozrachunku na własny użytek i stwierdziłam, że dla mnie ten zespół się zaczął, jeżeli chodzi o artystyczne jakieś względy, dopiero na płycie „?”. Wcześniej - uważam, że było to przedszkole. Zbieraliśmy doświadczenia po to, by robić to, co uważam, że było już w miarę dobre. A którą płytę lubię najbardziej? Ostatnią. Niebawem nagram swoją solową płytę i będę twierdziła, że to jest najlepsza płyta mojego życia - do momentu kiedy, nie nagram następnej. Najbardziej lubię ostatnią, bo najmniej mi się znudziła. Poza tym nigdy nie słucham swoich płyt czy to poprzednich, czy obecnych, tak więc jakby nie pamiętam nawet wszystkich swoich piosenek.
- Które piosenki są najlepiej przyjmowane na koncertach?
- No wiadomo, co jest dla mnie najbardziej bolesne, że najlepiej przyjmowane są piosenki najstarsze, czyli te z okresu “świetności” grupy, czyli np. “Moja i twoja nadzieja” czy “Teksański”, które ja osobiście uważam za słabe piosenki. Są bardzo młodzieńcze i uważam, że jest parę fajniejszych w naszym dorobku, no, ale ludzie najbardziej wolą te dwie.
- Pierwsza gitara, autor tekstów, współzałożyciel Heya Piotr Banach opuścił grupę. Czy ta decyzja Piotra była zła?
- Myślę, że tylko Piotrek może w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. Bo to przecież on ją podjął. Jeżeli się czuje szczęśliwym człowiekiem w tej chwili, to znaczy, że była to dobra decyzja. Jeżeli jest nieszczęśliwy, to znaczy, że była to zła decyzja. Na pewno zachował się nieelegancko w stosunku do mnie i reszty zespołu. Szanuję jego prawo do podejmowania przeróżnych decyzji i gdybym chciała odejść od zespołu, to też nie chciałabym, aby ktokolwiek mnie zatrzymywał, ale wiem, że załatwiłabym to inaczej, inaczej w sensie ludzkim. Mam do niego żal o to, że postąpił w taki, a nie inny sposób. Za to go nie szanuję bardzo, natomiast szanuję to, że jest człowiekiem, który ma prawo sam postanowić o swoim życiu.
- Czy jego odejście spowodowało wielkie zmiany w zespole?
- Chińscy mędrcy twierdzą, że złe zdarzenia są tak naprawdę dobrymi zdarzeniami, więc okazało się po jakimś tam okresie początkowej "rozpaczy”, że wyrażamy ochotę kontynuowania grupy Hey.
- Czy jesteście z Piotrem obrażeni na siebie?
- Absolutnie nie! Dlaczego? Wszyscy przecież jesteśmy dorośli i dorosłych ludzi cechuje to, że potrafią oddzielić pewne sprawy od pewnych. Ja go nie lubię za to, że tak się zachował, ale szanuję go jako człowieka i nie mam żadnego powodu się na niego obrażać.
- Miesięcznik “Tylko Rock” uznał cię za najlepszą wokalistkę 1999 roku...
- Biorąc pod uwagę to, że w swojej karierze, w swojej kategorii nie mam właściwie żadnej konkurencji, w takim sensie, że nikt nie śpiewa o takich rzeczach, o jakich ja śpiewam w taki sposób, tzn. amatorski i zdartym głosem, to faktycznie jestem w tej jednoosobowej
kategorii najlepsza. Ale tylko dlatego, że jestem sama, choć prywatnie uważam, że dokonywanie podziałów: najlepszy, najgorszy jest bez sensu. Czy przyznawanie nagród w takiej kategorii jak najlepsza wokalistka roku. Nie ma czegoś takiego. Tak samo jak nie ma czegoś takiego jak najlepsza płyta roku, najlepszy tekściarz roku i najlepsze coś tam jeszcze.
- Jesteś osobą popularną - jak radzisz sobie z popularnością?
- Tak, to prawda. Daje się to odczuć w przeróżnych miejscach, np. w sklepie. No i szczerze mówiąc, o ile na koncercie lubię, kiedy ludzie są skupieni na mnie, chcą wyciągnąć z nas trochę energii i jednocześnie dać jej trochę od siebie, to jestem jak najbardziej zainteresowana tego typu uwagą. Natomiast w życiu prywatnym raczej mi to nie odpowiada. Bo jestem osobą, która woli przemykać niezauważona. Mam po prostu zwyczajne życie i nie chcę, żeby ktoś się ciągle na mnie gapił. Więc mówię to z pełną odpowiedzialnością: przeszkadza mi to, onieśmiela mnie to, głupio mi, kiedy ktoś się na mnie gapi, robi się jakaś afera wokół mnie, wstydzę się, robię się czerwona i najszybciej jak tylko mogę wracam do domu.
- Czego prywatnie lubisz słuchać?
- Hmm... i to jest problem, boja nie mam ostatnio czasu na słuchanie muzyki. Kiedyś nie słuchałam, bo nie miałam na czym, a teraz mam sprzęt i mogę słuchać, ale nie mam czasu. Poza tym jest u mnie od jakiegoś czasu moja mama, a sprzęt stoi w tym pomieszczeniu, w którym wszyscy zazwyczaj się kręcą, no i mama woli słuchać innej muzyki i w związku z tym, że jest gościem, nie mogę jej niczego narzucać, więc ostatnio wspólnie z mamą słuchamy Enrique Iglesiasa (śmiech), bo mama strasznie go lubi, tak więc dzięki mamie znam jego całą płytę na pamięć (śmiech). A co się tyczy Enrique Iglesiasa, to uważam, że beznadziejnie śpiewa i jest strasznie brzydki (przynajmniej nie w moim typie).
- A jak nie ma mamy, to słucham... różnie. Dzisiaj np. kupiłam sobie płytę Davida Bowie, nie najnowszą wcale, i stwierdziłam, że jest to mistrz świata. Buty bym mu pucowała.
- Znajdujesz czas na czytanie książek? –
Uwielbiam czytać i tak naprawdę stwierdziłam, że książki to jedyna rzecz, która mnie w życiu nie zawiodła. Z muzyką bywało różnie. Zauważyłam, że jak mam problem... to nie rozwiązuję go, tylko natychmiast uciekam do czytania książek i to jest dość niebezpieczne, bo bez przerwy żyję problemami bohaterów książek, które czytam, jakby nie skupiając się na sobie za bardzo, na rzeczywistości.
- Jak wygląda dzień Kasi Nosowskiej?
- Najzwyczajniej na świecie. Wstaję, oczywiście powinnam wstawać dużo wcześniej, bo chciałabym tak jak Napoleon sypiać cztery godziny na dobę, ale nie udaje mi się to, tak więc mnóstwo czasu tracę na sen. A jak już wstanę, to zajmuję się życiem. Teraz jest troszkę dziwnie, bo nagrywam swoją płytę, więc piszę teksty i wymyślam linie wokalne, tak że jest to wyjątkowy czas w moim życiu. Oprócz tego namiętnie chodzę do kina. Jak tylko mam chwilę wolnego czasu, to od razu idę do kina. Ostatnio mam dwóch faworytów: “American Beauty” i “Podziemny krąg” z Bradem Pittem.
- Często wykonawcy nie chcą pokazywać się publicznie w telewizji - ty robisz to regularnie, w programie “Mini Playback Show” telewizji TVN. Jak to wytłumaczysz?
- No, jak mam wytłumaczyć? Po prostu wcześniej w jakimś sensie udzieliłam już odpowiedzi na to pytanie. Płyt sprzedajemy mało i raczej uprawianie naszej sztuki nie przynosi nam pieniędzy, w związku z tym czasami łapię tak zwane chałtury, bo trudno jest mi wytłumaczyć mojemu synkowi tę pokrętną ideologię, z drugiej strony dzisiaj określiłam wszystkich, którzy mają mi za złe tego typu działania, że są to dla mnie tak zwani “Koperfildzi rzeczywistości”, którzy potrafią najeść się niezależnością i ideologią. A mój syn niestety nie umie tego zjeść, ja zresztą też nie. W związku z tym tego typu działania należy traktować w kategoriach chałtury. Robię to dla pieniędzy.

Tekst pochodzi z Gazety Lokalnej nr 11 z 15.03.2000 r.


















Napisz komentarz
Komentarze