- Pięćdziesiąt lat temu cztery miasta: Kędzierzyn, Koźle, Sławięcice i Kłodnicę, połączono w jedno. Pamięta pani tamten okres?
- Nie, byłam wtedy młodą dziewczynką, więc przyznam, że nie interesowałam się takimi sprawami. Myślę, że większość ludzi też się tym specjalnie nie przejmowała. Przez wiele lat, mimo że formalnie byliśmy już Kędzierzynem-Koźlem, ludzie mówili: „jestem z Kędzierzyna”, „jestem ze Sławięcic”. Do dziś tak się zresztą mówi: „jestem z Azotów”, „jestem z Koźla”. Przypuszczam, że wtedy mało kto zdawał sobie sprawę z wagi tej decyzji, podjętej przecież w Warszawie. To były zupełnie inne czasy – decyzje zapadały odgórnie, ludzie nie mieli nic do powiedzenia. Nie było konsultacji społecznych, nie było mediów społecznościowych, nikt o nic nie pytał. Do dziś tak naprawdę nikt jasno nie wyjaśnił, dlaczego połączono te cztery miasta. Można się tylko domyślać – Kędzierzyn był silnym ośrodkiem przemysłowym, Koźle miało znaczenie historyczne. Może chodziło o to, by połączyć tradycję z nowoczesnością, a przy okazji wzmocnić gospodarczo region. Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że mieszkańcy zostali postawieni po prostu przed faktem dokonanym – z dnia na dzień stali się mieszkańcami Kędzierzyna-Koźla.
- 15 października 1975 roku wszyscy obudzili się jako mieszkańcy nowego miasta, Kędzierzyna-Koźla. Czy z perspektywy czasu to była dobra decyzja?
- Trudno jednoznacznie ocenić. Nie wiem, jak potoczyłyby się losy tych miejscowości, gdyby pozostały samodzielne. Być może stałyby się małymi gminami wiejskimi, którym trudno byłoby się utrzymać finansowo. Być może Koźle, mimo swojej historii, byłoby dziś małym, biednym miasteczkiem. Kędzierzyn miał przemysł, więc pewnie rozwijałby się dalej, ale inne części mogłyby mieć z tym problem. Ja patrzę na to pragmatycznie – decyzja zapadła, zastaliśmy pewną rzeczywistość i trzeba było się do niej dostosować – więc naszym zadaniem było i jest dbać o rozwój tego, co mamy. Nie ma sensu roztrząsać przeszłości. Lepiej pracować nad tym, by Kędzierzyn-Koźle był dobrym miejscem do życia.
- Przez wiele lat pracowała pani w Zakładach Azotowych Kędzierzyn – jednym z głównych motorów rozwoju nowego miasta wraz z Zakładami Chemicznymi w Blachowni. To one budowały osiedla, domy kultury, hale sportowe i baseny.
- Tak, to prawda. To był czas ogromnego rozwoju. Największym wizjonerem tamtych czasów był prezes Konstanty Chmielewski – człowiek z ogromną wyobraźnią i odwagą. To dzięki niemu zakłady się rozwijały, a miasto rosło razem z nimi. W szczytowym okresie w „Azotach” pracowało 7-8 tysięcy osób. To właśnie prezes Chmielewski zdecydował, że w Kędzierzynie będziemy produkować alkohole OXO. Myślę, że nawet w Warszawie nie do końca wiedzieli, co to jest, ale wyrażono zgodę – i to okazało się strzałem w dziesiątkę. Zakłady stanęły na dwóch stabilnych nogach: nieorganicznej (nawozy) i organicznej (alkohole OXO). Dzięki temu, gdy jeden dział miał słabszy okres, drugi utrzymywał całość. Bywały trudne czasy – kryzysy w latach 90., później kolejne spowolnienia – ale dzięki tej różnorodności zakłady przetrwały. Już od 11 lat tam nie pracuję, ale wiem, że nadal są jednymi z najwydajniejszych w całej Grupie Azoty. Mimo trudnych czasów zakłady te cały czas funkcjonują i wciąż dają zatrudnienie wielu ludziom.
- Wielka chemia stała się symbolem miasta. Kolejnym symbolem Kędzierzyna-Koźla, nieco później, stała się siatkówka, z którą też była pani przez kilka lat związana.
- Z siatkówką byłam związana zawsze – sercem i duchem. Naszym „ojcem” siatkówki był prezes Kazimierz Pietrzyk, to dzięki niemu Kędzierzyn-Koźle stał się synonimem tego sportu. Gdziekolwiek się pojedzie, każdy kojarzy nasze miasto właśnie z siatkówką i dawnym Mostostalem. Były różne czasy – wielkie sukcesy na przełomie XX i XXI wieku, potem chwilowe spadki formy, a następnie powrót na szczyt. Kiedy objęłam funkcję prezesa klubu, znowu pojawiły się medale. Potem kontynuował to Sebastian Świderski. Dziś mamy trudniejszy moment, ale to nasz skarb, nasz klejnot, który trzeba pielęgnować. Miasto mocno wspiera siatkarzy – także finansowo, gdy właściciel klubu – Grupa Azoty Kędzierzyn – ma teraz trudniejszą sytuację. Wierzę, że tak jak wielokrotnie wcześniej, i tym razem sobie poradzimy.
- Trzecim symbolem naszego miasta jest Odra. Koźle przez lata żyło z rzeki i słynęło z jednego z największych śródlądowych portów w Europie. Czy to już przeszłość, czy wierzy pani, że to się jeszcze zmieni?
- Bardzo dobrze się stało, iż po 25 latach znalazł się inwestor, który chciał tchnąć życie w teren portowy. Przez lata była to kompletna ruina. Niestety, grupa osób próbowała tę inwestycję zablokować, co spowolniło cały proces. Ale wierzę, że sprawa jest już na finiszu – trwają rozmowy z PKP i wszystko wskazuje na to, że jeszcze w tym roku ruszą dalsze prace na budowie terminalu do składowania i przeładunku towarów sypkich i płynnych. Firma Kędzierzyn-Koźle Terminale zainwestowała już około 80-90 milionów złotych, planując docelowo około 400 milionów. Inwestor cały czas płaci podatki, dba o teren, utrzymuje ochronę i infrastrukturę. To ogromny kapitał i cieszę się, że mimo przeszkód nie zrezygnował. Dwa lata temu mówiłam, że w tunelu świeci czerwone światło – dziś widzę już zielone.
- Czy realizacja tej inwestycji stanie się impulsem do ożywienia tej części miasta?
- To już się dzieje. Jeszcze niedawno mówiono: „Port? Lepiej tam nie jechać”. A dziś powstają nowe inwestycje, prywatni właściciele remontują kamienice, ludzie kupują mieszkania przy ul. Marynarskiej. Złożyliśmy też wniosek o dofinansowanie modernizacji pięknej, starej kamienicy z charakterystycznym żaglem. Osiedle zaczyna żyć, a ewentualna rozbudowa tylko przyspieszy ten proces.
- Objęła pani urząd prezydenta miasta w grudniu 2014 roku, czyli tuż przed jubileuszem 40-lecia Kędzierzyna-Koźla. Jak wygląda ta dekada z perspektywy czasu?
- To był intensywny czas i jestem dumna z każdej inwestycji, którą udało się zrealizować. Kiedy jadę przez miasto, widzę bardzo niewiele miejsc, których nie dotknęła moja ręka. Cieszę się z "Wodnego Oka", nowych rond - Solidarności, Wojaczka, Chmielewskiego – które usprawniły ruch. Z modernizacji ulic, szkół, przedszkoli, żłobków. Z hospicjum, na które mieszkańcy czekali latami. Z nowych nasadzeń, dzięki którym miasto stało się bardziej kolorowe. Ogromnie cenię sobie też rozwój muzeum – to moja osobista wizja, którą chcę dalej rozwijać. W ciągu tej dekady pozyskaliśmy rekordowe środki zewnętrzne i przyciągnęliśmy inwestorów, zwłaszcza na Pole Południowe. Wbrew sceptykom – dziś to teren przynoszący realne dochody.
- W lokalnym samorządzie nie ma już chyba takich ostrych podziałów, jak to bywało dawniej?
- Tak, bo wszyscy powinniśmy pamiętać, że pracujemy dla mieszkańców Kędzierzyna-Koźla, a nie dla partyjnych interesów. Opozycja jest potrzebna, ale powinna działać konstruktywnie. Nie może zapominać, po co tu jesteśmy – dla dobra miasta.
- Czego wciąż brakuje naszemu miastu? Wielu mówi, że uczelni wyższej, która zatrzymałaby przynajmniej część młodzieży.
- Mieliśmy uczelnię. Politechnika Opolska miała tu swoją filię, ale z czasem liczba studentów malała. Gdy na zajęcia zgłasza się ośmioro chętnych, trudno utrzymać kierunek. Może przespaliśmy swój moment w latach 90., wtedy gdy Nysa otwierała własną uczelnię. Dziś brakuje też młodych ludzi – to problem ogólnopolski. Ale widzę też pozytywne zmiany: powstaje coraz więcej nowych domków jednorodzinnych i bloków stawianych przez deweloperów. Przeprowadzają się do nas ludzie z aglomeracji śląskiej, którzy chcą mieszkać w spokojniejszym miejscu. Kędzierzyn-Koźle ma świetną lokalizację i dobrą komunikację. Ludzie szukają stylu życia typu „slow life” - pracują gdzie indziej, ale mieszkają w przyjaznym miejscu.
- Spójrzmy w przyszłość. Jak widzi pani miasto za kolejne dziesięć lat?
- Chciałabym, by było jeszcze bardziej przyjazne i dobrze skomunikowane. Planujemy budowę nowych mieszkań, modernizację ronda Milenijnego, rozbudowę muzeum, zagospodarowanie zabytkowego lamusa zamkowego. Wierzę, że nadal będziemy przyciągać inwestorów i nowych mieszkańców. Powstają nowe osiedla domków, a deweloperzy coraz chętniej inwestują. Kiedyś uważano nas za miasto „zaściankowe”, dziś to się zmienia. Kędzierzyn-Koźle staje się miastem otwartym i nowoczesnym, z którego możemy być dumni.
- Na koniec – jak świętujemy jubileusz 50-lecia?
- Świętujemy przez cały rok! Wszystkie imprezy – sportowe, kulturalne, rekreacyjne – odbywają się pod patronatem 50-lecia miasta. Pojawiły się też nowe wydarzenia, jak koncerty na rynku czy w muszli koncertowej, które – mam nadzieję – staną się tradycją. Finałem obchodów będzie koncert urodzinowy w hali „Azoty” im. Kazimierza Pietrzyka, zaplanowany na 18 października. Pamiętam, że dziesięć lat temu, podczas pierwszego koncertu urodzinowego, powiedziałam: „Życie zaczyna się po czterdziestce”. Dziś mogę dodać – „Życie zaczyna się po pięćdziesiątce”. I rzeczywiście – nasze miasto pięknie dojrzewa. A koncert finałowy? Wszystkie bilety już się rozeszły. To będzie widowisko „Wodecki Twist” z udziałem wspaniałych artystów – i myślę, że to idealny finał roku jubileuszowego.

Archiwum prywatne
















Napisz komentarz
Komentarze