- Jak trafiłeś do wojska?
- Zgłosiłem się na ochotnika. Pracy nie mogłem znaleźć, pytałem, chodziłem, wszędzie warunkiem był uregulowany stosunek do służby wojskowej. To poszedłem. Odsłużę co mam odsłużyć, bo migać się do dwudziestego ósmego roku życia mi się nie uśmiecha. Ten rok odsłużyć i mieć za sobą.
- Jak było na początku?
- Na początku to wszyscy byliśmy zahukani. Nikt nie wiedział co robić, gdzie iść. Zamieszanie. Wszystko jest nowe. Nowe otoczenie, nowi ludzie. Wiadomo, z całej Polski się nazjeżdżali i każdy jest inny.
- A teraz, podoba Ci się?
- Wojsko? Są ludzie, którym się to może podobać. Nie wszystkim jednak. Ja tam jestem, bo jestem. Nie jest źle, ale jeśli bym się przejmował tym co tam się dzieje, to mogło by mi siąść na psychikę. Ludzie są spoko i to się liczy.
- Co się dzieje?
- Trzeba robić, trzeba sprzątać. Robi się raz i choćby nie wiadomo jak dobrze było zrobione, nie ma innej roboty więc będziesz robił jeszcze raz to samo. Za trzecim, czwartym razem może człowieka od środka rozerwać. To jest normalne.
- A czas wolny?
- Na Helu na stałkę nie ma co wychodzić. Miejscowi czekają pod bramą aż wyjdą jacyś marynarze i klepana, ale teraz się sezon zbliża i przerzucą się na turystów. W ciągu trzech miesięcy byłem cztery razy na przepustce, nie jest źle. Raz byłem na normalnej przepustce po przysiędze. Potem zajęliśmy pierwsze miejsce w pływaniu, to pojechałem do domu na urlop nagrodowy. Będę miał urlop dwunastodniowy. Miałem dostać piętnastodniowy, ale się zmieniło. Na lato i tak nie dostanę. Najpierw muszą “starsi” sobie powybierać, potem my ten ochłap możemy sobie wybrać. Czerwiec, lipiec, sierpień jest zarezerwowany dla starszych. Może na wrzesień.
- A “fala”?
- Nie, no u nas nie ma “fali”. Nie ma u nas “fali” bo nie ma nas kto “falować”. Nie ma “dziadków” ani innych “kontowych”, nie ma kto nas ścigać. W Ustce były przydzielane kategorie zdrowotne, ja mam akurat taką, że mogę iść nawet na okręty podwodne. Jak się dowiedziałem, że idę na Hel, to się przestraszyłem. Słyszałem w szkółce opowieści, że z trzech stron morze, a z czwartej żandarmeria. Ale nie jest tak najgorzej. Teraz na Helu jestem w Dywizji Jednostek Pomocniczych na holowniku, tam jest całkiem fajnie. Jest nas czterech “młodych” z zimy i trzech z jesieni, w tym kucharz. Potem kadra. Traktują nas jak pełnoprawną załogę, a nie jak balast.
- Co byś chciał robić po wojsku?
- Na początku chciałem zostać na nadterminowego. Kasa leci, michę dostaję, spanie dostaję, ale gdybym w tym samym czasie pływał w handlówce, to bym zarobił o wiele więcej kasy, a tyle samo bym był w domu, jak nie więcej.
- A więc chcesz pływać?
- Chciałbym. Popływać sobie tak ze trzy lata, zarobić kasę, tu przyjechać i coś ewentualnie otworzyć. Tak od razu po wojsku tu przyjechać i pracować, żeby się tylko utrzymać to nie ma sensu. - Czego Ci najbardziej brakuje w wojsku? – Najgorsza jest ta rozłąka ze wszystkimi. Siedemset kilometrów robi swoje. To jest najgorsze w wojsku. Wszyscy znajomi i rodzina zostali tutaj na miejscu, a ja pojechałem. Trzynaście godzin w pociągu, żeby dojechać na Hel. Przesiadki. To jest męczące.
- A co Ci daje wojsko?
- W wojsku dużo rzeczy można zrozumieć. Czasami jak się położę jest trochę czasu na myślenie. Jednak człowiek w wojsku, nie tyle mężnieje, co zaczyna rozumieć pewne fzeczy. Zaczyna zastanawiać się nad normalnym życiem. Dorosłym. Szkoła średnia to wiadomo, trzeba chodzić, to się do niej chodzi. Wszystko jest na utrzymaniu rodziców, studia też. Przydaje się jednak wojsko.
Pytał Michał WAWRZECKI

Tekst pochodzi z Gazety Lokalnej nr 18 z 10.05.2000 r.


















Napisz komentarz
Komentarze