Rajd Złombol nie jest wyścigiem, lecz wielką przygodą i misją charytatywną. W tegorocznej edycji wystartowało aż 830 ekip, z których każda wpłaciła 2800 zł na rzecz fundacji wspierającej dzieci z domów dziecka. Do mety dotarło około 600 samochodów - Polonezy, Maluchy, Trabanty, Łady, Skody i inne pojazdy z czasów PRL.
Elwira i Artur jechali Polonezem, korzystając z aplikacji rajdowej i wsparcia innych uczestników, którzy w razie awarii pomagali sobie nawzajem. Już w Rumunii ich samochód odmówił posłuszeństwa na słynnej trasie Transfăgărășan, ale dzięki pomocy ekipy z Lublina udało się kontynuować podróż.
Rumunia zachwyciła ich tradycyjną architekturą i malowanymi domami, natomiast Bułgaria rozczarowała - brud, żebractwo i prostytucja kontrastowały tam z pięknymi polami słoneczników.
Krajem pełnym kontrastów okazała się Turcja. Z jednej strony nowoczesne, szerokie drogi i tania, smaczna kuchnia - jagnięcina z granatem kosztowała zaledwie trzydzieści złotych, chleb i woda po złotówce. Z drugiej strony bieda i trudne warunki sanitarne. Największym wyzwaniem były jednak upały sięgające czterdziestu pięciu stopni, które zmuszały podróżników do jazdy nocą i odpoczynku w dzień.
Najbardziej zapadła im w pamięć gościnność mieszkańców. W Dogubayazit spędzili cały dzień z turecką rodziną, która częstowała ich herbatą, obiadem i podarowała flagi, dumnie powiewające później na Polonezie. W Van poznali wyjątkową rasę kotów, które lubią pływać. W Göbekli Tepe zobaczyli najstarsze znane miejsce osadnictwa ludzkiego - ponad dwanaście tysięcy lat historii wpisanej na listę UNESCO. W Şanlıurfie odwiedzili muzea i poznali tradycje związane z prorokiem Abrahamem. Kapadocja zachwyciła ich Doliną Miłości i balonami unoszącymi się o świcie, a w Izniku podziwiali ceramikę, która zdobi dziś Błękitny Meczet w Stambule. Szczególnym miejscem była także wioska Polonezköy, założona przez powstańców styczniowych, gdzie spotkali pana Franciszka - piąte pokolenie Polaków w Turcji.
Meta w Giresun była zorganizowana jak festiwal: zamknięta plaża, muzyka, DJ, kebaby i piwo tworzyły atmosferę wielkiego święta.
Powrót do Polski trwał zaledwie dwa i pół dnia, a na granicy czekał na nich tort przygotowany przez rodzinę.
Elwira i Artur podkreślali, że najbardziej urzekła ich życzliwość i otwartość ludzi. Mimo biedy mieszkańcy traktowali gości jak dar, zgodnie z kulturą islamu. To właśnie ta gościnność była dla nich najcenniejszym doświadczeniem.
Na zakończenie zapowiedzieli kolejne wyprawy - tym razem nowym Polonezem, przerobionym na kampera. Już teraz zapraszają do Kameleona na prelekcję o Islandii i sposobach na tanie podróżowanie po tym drogim kraju.























Napisz komentarz
Komentarze