Paulina Cichoń zachowała zimną krew i wykorzystała decydujący strzał, który przesądził o tryumfie jej zespołu nad Vamos Gdynia. Jej znakomita postawa została dodatkowo doceniona - młoda zawodniczka z Ostrożnicy w gminie Pawłowiczki otrzymała tytuł MVP turnieju w swojej kategorii.
Turniej "Z Orlika na Stadion" to największa inicjatywa piłkarska dla dzieci i młodzieży w Polsce. W tegorocznej edycji rywalizowały tysiące drużyn z całego kraju, a najlepsze zespoły spotkały się w Warszawie. Atmosfera była wyjątkowa - dzień wcześniej na tym samym stadionie reprezentacja Polski zmierzyła się z Holandią.
UKKS Katowice to zespół, w którym trenuje silna reprezentacja powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego, gdyż oprócz Pauliny Cichoń są tam również Magdalena Kućak oraz siostry: Zofia i Antonina Jaremko z Kędzierzyna-Koźla. W finale drużyna ze stolicy województwa śląskiego zwyciężyła po emocjonującej serii rzutów karnych, udowadniając, że młodzieżowa piłka nożna potrafi dostarczyć widowiska na najwyższym poziomie.
Udział Pauliny w turnieju to powód do dumy dla całej lokalnej społeczności. Droga od treningów na boisku w rodzinnej miejscowości do tryumfu na największym stadionie w Polsce pokazuje, że talent i pasja mogą otwierać drzwi do wielkich sukcesów.
Zwycięstwo UKKS Katowice ma jednak znaczenie nie tylko sportowe, ale i symboliczne. Pokazuje, że młodzi zawodnicy z mniejszych miejscowości mogą sięgać po najwyższe laury. Historia Pauliny inspiruje rówieśników i udowadnia, że warto inwestować w rozwój sportu na poziomie lokalnym.
Od stresu do euforii
Decydujący rzut karny w finale turnieju "Z Orlika na Stadion" nie sparaliżował Pauliny Cichoń. Choć przyznaje, że chwilę wcześniej czuła napięcie, w momencie podejścia do piłki miała wrażenie, że to zwykłe ćwiczenie. - Nawet uśmiechnęłam się do bramkarki, a potem była już tylko euforia i łzy szczęścia - wspomina nastolatka z Ostrożnicy.
Presja była ogromna, bo stawką był nie tylko prestiżowy tytuł, ale także wyjazd do szkółki FC Barcelona. Paulina podkreśla, że właśnie ten element - świadomość nagrody i oczekiwań - był najtrudniejszy. Rywalizacja z najlepszymi drużynami w Polsce wymagała pełnej koncentracji i odporności psychicznej. Atmosfera w drużynie UKKS Katowice, w której gra, okazała się kluczowa. Piłkarki wspierały się nawzajem i dobrze rozumiały zarówno poza boiskiem, jak i na murawie. - Wiedziałyśmy, że możemy na siebie liczyć, dlatego grało się łatwiej i pewniej - mówi Paulina. To poczucie wspólnoty sprawiło, że nawet w najbardziej nerwowych momentach finału zespół zachował spokój.
Tytuł MVP turnieju w swojej kategorii rozmówczyni traktuje jako osobistą satysfakcję, ale nie zapomina o roli koleżanek. - Ogromnie się cieszę, ale wiem, że cały zespół pomógł mi zdobyć tę nagrodę - zaznacza. Jej wyróżnienie stało się symbolem pracy całej drużyny, która udowodniła, że determinacja i współpraca prowadzą do sukcesu.
Młoda piłkarka nie ukrywa, że marzy o dalszym rozwoju i grze w reprezentacji Polski. - Chcę robić to, co sprawia mi ogromną radość - grać w piłkę. Wiem, że jeszcze wiele muszę się nauczyć i trenować. Kto wie, może kiedyś uda mi się zagrać w kadrze narodowej - mówi z nadzieją.
Inspirują ją zawodnicy FC Barcelona - Pedri i Aitana Bonmatí - którzy podobnie jak ona występują w środku pola. Ich styl gry i zachowanie na boisku są dla niej wzorem. Codzienność Pauliny to jednak nie tylko futbol, lecz także szkoła. Łączenie treningów, meczów i nauki wymaga dobrej organizacji. - Do samochodu zawsze zabieram książki i uczę się w drodze - opowiada, pokazując, że sukces sportowy idzie w parze z odpowiedzialnością i pracą nad sobą.
Codzienność pełna piłek
Tomasz Cichoń, tata Pauliny, przeżywał finał na PGE Narodowy w zupełnie inny sposób niż jego córka. Podczas gdy ona podchodziła do decydującego karnego ze spokojem i uśmiechem, on obserwował całą sytuację z perspektywy rodzica, który od lat towarzyszy dziecku w sportowej drodze. - Powiem szczerze, byłem spokojny, bo wiem, na co Paulinę stać i że jest mocna mentalnie. Bardziej denerwowałem się w trakcie meczu, kiedy dziewczyny przegrywały 1:0. Kiedy wyrównały, przyszła ulga. Karne to zawsze loteria, ale byłem dumny, że wzięła na siebie odpowiedzialność za ostatni strzał - wspomina pan Tomasz.
Cały artykuł w 39. numerze "Nowej Gazety Lokalnej", który ukazał się 2 grudnia. Dostępny również w wersji elektronicznej http://gazeta.lokalna24.pl/






















Napisz komentarz
Komentarze